Przedstawiamy wybrane eseje i artykuły drukowane na łamach "Dialogu".
Gdy byłam dziewczynką, mówiłam jak dziewczynka, czułam jak dziewczynka i myślałam jak dziewczynka. Potem zaś dorosłam i wyzbyłam się tego, co dziewczęce. Mane, tekel, fares – to znaczy: chyba dorosłam, niemal się wyzbyłam, prawie zapomniałam.
Jak dziewczynka – no bo co to w ogóle znaczy?
Widzisz, ani ty, ani ja nie potrafimy zamknąć oczu i puścić się na całego, ani też żyć jak należy, przykładnie. Tu nam za ciasno, za głupio, za ordynarnie, a tam, w tym nowym, lepszym świecie – za mądrze, za chytrze, za fałszywie. I tu źle, i tam źle – wszędzie źle i wszędzie nieswojo. Gdy się w życie wchodzi z takim bagażem jak my, to akurat wystarczy na rynsztok.
Rozmowę prowadzili Piotr Morawski i Katarzyna Niedurny.
„Uratować coś z czasu, w którym się już nigdy nie będzie” (s.237). To ostatnie zdanie książki Annie Ernaux.1 Bardzo proustowskie i zarazem mylące; ta ni to powieść, ni to autobiografia opowiada o życiu spełnionym, którego nie trzeba odzyskiwać. Jej autorka (narratorka) niczego nie żałuje i z niczego się nie tłumaczy; przy pozorach otwartości jej powściągliwość aż rani.
Byłeś w harcerstwie?
No, oczywiście! Obsikałem totem! Byłem wtedy metalowcem i starszy kumpel, też metalowiec, powiedział mi: „Wiesz, Tomek, ch***we są te totemy, weźmy je obsikajmy”. O mało nas za to nie wyrzucono z obozu. Najbardziej wkurzyły się dziewczyny, bo to one stroiły je w kwiateczki, te totemy.
A słyszałeś już wtedy o historii Małej Piętnastki?
Chcielibyśmy na zakończenie wyrazić parę dezyderatów: aby międzynarodowe konkursy tańca stały się manifestacją tradycyjnie polską i perjodyczną, powtarzaną w regularnych odstępach czasu (chociażby co dwa lata); aby w celu ożywienia kultury tanecznej w Polsce urządzano, obok konkursów międzynarodowych, konkursy wszechpolskie; […] aby Warszawa zaawansowała do rangi Bayreuth sztuki tanecznej.