Mur

Blog
23 kwi, 2019

To prawdopodobnie jedno z ostatnich miast na świecie podzielonych murem; wikipedia mówi, że na pewno ostatnia stolica. Granica biegnie przez sam środek starego miasta w Nikozji, od 1974 roku – od tureckiej inwazji na wyspę – oddzielając południe zarządzane przez władze cypryjskie i północ, znajdującą się w granicach, nieuznawanej w zasadzie przez nikogo poza Turcją, Tureckiej Republiki Cypru Północnego.

Granica to dziś atrakcja turystyczna. Ulica Ledras, przy której znajdują się sklepy i restauracje, kończy się przejściem granicznym. Zostało ono otwarte w 2008 roku i dziś można w tym miejscu przekraczać granicę bez najmniejszego problemu – cypryjscy pogranicznicy znudzeni, ledwie zerkają w paszporty. Po stronie tureckiej robi się niewielka kolejka, bo tutejsi funkcjonariusze są bardziej skrupulatni. Życie turystyczne po obu stronach muru – wbrew temu, co piszą przewodniki – nie różni się bardzo, choć owszem, po tureckiej stronie nie widać zachodnich marek.

Przejść jest zresztą kilka. Więcej za to jest miejsc, w których przejść się nie da. Zamkniętych ulic, które kiedyś łączyły obie części miasta, dziś zastawionych charakterystycznymi metalowymi beczkami zalanymi betonem i zabezpieczonymi dodatkowo drutem kolczastym. Gdzieniegdzie snują się nawet wartownicy, ale nawet oni niespecjalnie przejmują się, kiedy robi się zdjęcia. Takich miejsc – ślepych ulic zabezpieczonych drutem kolczastym – są tu dziesiątki.

Po stronie cypryjskiej w tej okolicy rozwija się hipsterska dzielnica z modnymi knajpami. Tu znajdują się też centra sztuki: Art Project Place, NiMac, czyli muzeum sztuki współczesnej czy Centre of Visual Arts and Research. To dobre miejsce dla sztuki, która szuka sobie takich nieoczywistych przestrzeni.

Za zasiekami, przez szczeliny w murze, widać rozpadające się budynki, dawno zaanektowane przez tutejszą florę – to pas ziemi niczyjej, w niektórych miejscach mający szerokość nawet kilkuset metrów. Formalnie od dziesięcioleci znajduje się pod kontrolą ONZ, w praktyce kontrolowany jest przez rośliny i zwierzęta zamieszkujące w strefie. Przypomina się świetny film Bartosza Konopki z 2009 roku Królik po berlińsku, o życiu w berlińskiej strefie niczyjej czasów zimnej wojny z perspektywy królika, który sobie wyobraża, że mur został wybudowany, by chronić go przed człowiekiem. Takich nieantropocentrycznych narracji i w Nikozji dałoby się stworzyć sporo.

Jest spokojnie. Atmosfera klubów i centrów sztuki sprzyja relaksowi w wiosenne popołudnie. Widoczne doskonale z perspektywy kawiarnianego stolika zasieki przypominają skansen, pamiątkę po nieaktualnej przeszłości – konflikt od dawna jest przecież zamrożony, a od czasu wejścia Cypru do Unii Europejskiej w 2004 roku postępuje proces normalizacji stosunków między obiema częściami wyspy. Niepokoją tylko świeżo wymalowane na murach napisy, między innymi po angielsku, „NO BORDERS, NO NATIONS”, „YOUR WALL CANNOT DIVIDE US”. Przypominają, że granica nie jest wcale nierzeczywista. Istnieje jak najbardziej realnie i jak najbardziej realnie dzieli. 

Uświadamiają też boleśnie, że swobodny ruch na przejściu granicznym przy Ledras dotyczy jedynie obywateli i obywatelek Unii Europejskiej. 

PM

 

Udostępnij